poniedziałek, 28 maja 2012

O przetrwaniu, miłości i o lipie, co się piorunom nie dała

Dawno temu rosła sobie na polu lipa. Zdrowa, okazała, dumnie sięgała konarami nieba. Z roku na rok rozrastała się, przybywało jej nowych gałęzi,  jej konary stawały się  grubsze, by utrzymać coraz to większy ciężar korony drzewa.
Aż pewnego lata, podczas gwałtownej burzy, zbłąkany piorun rozdarł jej ciało na dwoje. Płomień wzbudzony piorunem strawił większą, odłamaną część korony , pożodze ostał się  jedynie fragment pnia z jednym, nie uszkodzonym konarem .Obserwatorzy nie dawali lipie żadnych szans przeżycia. Zdawać by się z początku mogło, że mają wiele racji...Rozdarta na dwoje lipa zwiesiła pozostałe po pożarze gałęzie, osmalone ogniem liście zżółkły i zaczęły brązowieć, widać było wyraźnie, że losy lipy się właśnie ważą...Marniała w oczach, więdła, widać było, że poważnie choruje. Ptaki, które przez pożar straciły swoje gniazda, długo jeszcze krążyły nad lipą, jakby chciały dodać jej sił i otuchy, by przekonać ją, że jest tak bardzo im  potrzebna, że bardziej już nie można. W rozpaczliwym geście zdawały się krzyczeć- dasz radę , nie zostawiaj nas, zginiemy bez ciebie, bez możliwości schronienia w gąszczu twoich liści , kto jak nie ty da nam lepszą ochronę przed drapieżnikami. Robiłaś to już od stu lat, wychowało się w twoim cieniu setki pokoleń. Byłaś od zawsze, jakże teraz będzie bez ciebie, pytały ptaki a  nietoperze im wtórowały. Musisz żyć dla nas. Masz cel .Walcz. Słyszysz, walcz!
Hałasowały nad nią, przekrzykując się wzajemnie, a ona stała milcząc, dając początek przerażającemu spektaklowi umierania.
Aż tu nagle...
Spod  na wpół otwartych powiek, dostrzegła małą dziewczynkę , która podbiegła do umierającego drzewa, objęła małymi rączkami rozdarty pień i szepnęła " biedne drzewko, musisz bardzo cierpieć..." Zdjęła z włosów wplecioną przez mamę białą wstążkę, owinęła wokół resztek pnia drzewa , wzięła swoją małą konewkę, nabrała do niej wody i podlała lipę. I...stał się cud. Następnego dnia, kiedy mała dziewczynka podeszła do drzewa , dostrzegła na jednej z gałęzi maleńki pączek w kolorze nadziei. Nie wiedzieć, czy to świadomość, że jest potrzebna tak wielu stworzeniom, czy  małe raczki mojej córki, czy też krople wody lane z miłością w korzenie drzewa, dość , że każdego dnia lipa miała  się lepiej i lepiej. Nie złamał jej piorun, odrodziła  swe siły, zaczęła żyć nowym życiem. Wtedy to nasze losy się skrzyżowały, stałam się właścicielką działki na której rosła ona. Doceniona, stojąca w samym centrum ogrodu,lipa  rozkwitła, wypiękniała jak panna młoda w dniu swojego ślubu. Dzięki naszej trosce przeszła kurację "odmładzającą", swoje drzewne SPA, wzmocniona podporą teleskopową i dwoma stalowymi wyciągami, jest z nami do dzisiaj i choć minęło już 17 lat , dalej jest w dobrej kondycji, a w jej cieniu rozgrywają się nasze przeróżne rodzinne sceny, słyszy śmiech przeplatany  czasem łzami.
Jest niemym świadkiem przemian, upływu czasu, metamorfoz w ogrodzie i rodzinie. Dalej stanowi ochronę dla wielu gatunków ptaków  oraz nietoperzy i mniejszych zwierząt. Są  one potomkami tych, które nie dawały jej się dawno temu, po pożarze poddać...
Jest jak wierna przyjaciółka, chroni nas od Słońca i wiatru, daje ukojenie, wypoczynek, a i dzięki swoim kwiatom zbieranym latem, zimowe rozgrzanie.
Każdego dnia uczestniczy w naszm życiu, budzi nas każdego ranka, jest pierwszym widokiem za oknem rano i ostatnim wieczorem.
Moja córka Julcia, ta mała dziewczynka, która lipę uratowała , stała się już dorosłą Julią, wyszła z domu, ma swoje życie, a lipa jak stała tak stoi do dziasiaj.

sobota, 26 maja 2012

w ogrodzie- chwile schwytane



***
Dotarł ostatkiem sił.
Członki odmówiły mu posłuszeństwa.
Oddychał z trudem.
Krople potu spływały mu z czoła i skroni.
Przymknął oczy.
Wsłuchiwał się w odgłosy natury- śpiew ptaków i szelest liści.
Chłonął je całym ciałem, wszystkimi zmysłami.
Łączył się z naturą,
jednoczył w prymitywnej, pierwotnej tęsknocie
za pełnym scaleniem.
Czuł się jej częścią.
Lekki podmuch dawał wytchnienie,
chłodził mu twarz.
Od dawna nie zaznał  takiego spokoju.
Tętno stawało się bardziej miarowe,
napięcie mięśni z wolna ustępowało.
Znużenie zalewało stopniowo bezwładem jego ciało.
W półśnie stapiał się z ogrodem
wszystkimi zmysłami.
Podziwiał wzrokiem, rozróżniał dotykiem
szorstkie kamienie od atłasowych liści,
wdychał zapach rozkwitłych bezwstydnie kwiatów,
łapczywie smakował garście soczystych owoców,
jeszcze ciepłych od słońca,
a ich słodki sok spływał mu po brodzie.
Zasypiał, tracąc powoli kontakt z rzeczywistością,
z myślą -" Tu mój raj"

Dedykuję nowym przyjaciołom  blogowym- Atenie , Jaddis ( która tęskni w Norwegii za ogrodem i kwiatami), Mirce z  blogu "Poukładany Świat",Beacie z 25beata oraz Sylwii z Decorations et charme interieur
,

czwartek, 24 maja 2012

Coroczne spotkania przy kwitnących peoniach-zróbmy z tego tradycję




Co roku czekamy z przyjaciółką, aż zakwitną peonie.Niezależnie od tego, jaką ilością czasu dysponujemy, jeśli w ogóle nie mamy czasu, wszystko musimy odłożyć, by móc się spotkać, urządzamy wtedy prawdziwe "babskie" popołudnie, inni członkowie rodziny wysyłani są z domu do kina,  czy na basen, a my wyciągamy z lamusa piękną, ażurową serwetę po babci, ustawiamy różową zastawę, szykujemy coś dobrego do zjedzenia, pyszne koktajle, a deser w postaci sałatki owocowej podajemy zawsze w lodowej misie z zatopionymi w niej kwiatami.


Różowy koszyk wypełniony jest po brzegi jasnymi i pąsowymi kwiatami peonii, których łodygi zanurzone sa w zakrytej serwetką z haftem szklanej misie, dzięki temu nie zwiędną  tak szybko. Stół ustawiamy na tarasie w bliskim sąsiedztwie tych pięknych kwiatów.
Kulminacyjnym punktem popołudnia jest wykonanie wspólnego, pamiątkowego zdjęcia uczestniczek spotkania.
Jak wykonać misę lodową :


Potrzebne materiały:
-dwie różnej wielkości miski metalowe
-słoik wypełniony wodą(obciążenie)
-kwiaty ,dowolne do ozdobienia misy lodowej
-taśma do unieruchomienia mis

Misę należy wykonać z wyprzedzeniem, co najmniej 1-2 dni wczesniej
Do większej misy nalać wody do połowy, po czym umieścić w niej mniejszą miskę, ufiksować położenie misy górnej za pomocą taśmy klejącej i  słoika z wodą jako obciążnika.


Pomiędzy misami umieścić w wodzie dekoracje roślinne z dowolnie wybranych kwiatów lub liści.
Zespolone misy umieścić w zamrażarce na całą noc.


Po tym czasie uwolnić gotową misę lodową.

W lodowej misie można podawać  lody, sorbety czy sałatkę owocową , a nawt owoce morza.

Pamiętać należy, że trwałość misy jest dosyć krótka i jeśli temperatura otoczenia jest wysoka, misa będzie się topiła- należy więc przezornie umieścić pod nią talerz.Chociaż misa z lodu ma krótki żywot, warto zadać sobie trochę trudu, by olśnić nią swoich gości.




Dodaj napis
Na koniec informacja,że udało mi się wykorzystac misę dwukrotnie- podawałam wtedy same owoce - były pysznie schłodzone!

poniedziałek, 21 maja 2012

Przecierki - malowanie gabką w stylu shabby chic

No i wreszcie się odważyłam. Zbierałam się dosyć długo do tego, by wreszcie zabrać się za  swój kredens.W międzyczasie powstał post z manekinem , w salonie  nastąpiły już spore zmiany, a jakoś było mi niełatwo przystąpić do działania w garażu z pędzlem i papierem ściernym w roli  głównej.Jako,że nie święci  garnki lepią- zaczęłam lepić i ja...Kredens na szczęście był pierwotnie oczyszczony ze starej farby. Mnie pozostało tylko pomalowanie go. Pierwszą  użytą warstwą była  brązowa, wodna farba do drewna i metalu- Dulux. Rozcieńczyłam ja wodą- jednakże chyba zbyt mocno, jak mi się wydawało po pomalowaniu, dałam więc następną i nastąpną, na szczęście   kolejne warstwy schły szybko , mogłam dać już Dulux w kolorze Orchidei. Do malowania używałam gąbki, którą porządnie wyciskałam, a w trudno dostępnych miejscach stosowałam metodę"suchego pędzla" Kiedy góra i dół kredensu były gotowe i czekały na przetarcie papierem ściernym o grubości 120, potraktowałam podobnie mniejsze przedmioty, które z racji koloru zostały usunięte do garażu, by tam  doczekać się na lepsze dla nich czasy. 
a było ich naprawde wiele...Te przecierki to tylko dowód kolejny na to,by niczego nie wyrzucać, niemal wszystko da się przerobić...




Before.


After



Po witrynce  przyszła kolej na kredens



Życzę wszystkim miłego,słonecznego tygodnia.

czwartek, 17 maja 2012

Manekin,Dzień Matki i wietrzenie szaf

Wszystko zaczęło się od małego, maleńkiego pomysłu na  posiadanie własnego manekina. Stara, stojąca  na dworze od kilku lat  zardzewiała lampa wydawała się dobrą  jego podstawą. Właściwie, to wstałam dziś wcześnie rano, by wprowadzić w czyn pomalowanie  czekającej w garażu komody, zaopatrzona od wczoraj w odpowiednie farby i pędzle, a tu niespodzianka. Nie wiedzieć jak to się stało,  zamiast zająć się meblem, powstał manekin, którego korpus wymodelowałam z folii aluminiowej zwijając ją w kulki, by nadać odpowiedni kształt,do uszycia sukni wykorzystałam halkę z tiulu i stare, obszyte koronką  prześ -cieradło, które niefortunnie zostało pochlapane  farbami przez MKM.
Nie powiem, trochę pokłułam palce , ale pracowało mi się wyjątkowo dobrze...
                                  Szybko przechodziłam do kolejnych etapów...
no i efekt końcowy...

Jednocześnie powstały zawieszki na dzień MAMY,dekoracja wieszaka i druga sukienka, która ozdobiłam perełkami:



.
Pozdrawiam  tych, którzy dobrnęli do końca oraz witam nową obserwatorkę...